Cała twórczość Wyspiańskiego wyrosła ze źródeł malarskich. Wszak wżycie się w świat klasyczny podczas ilustrowania Iljady, indywidualne przetwarzanie mitów, skostniałych w konwencjonalnej formie, na własny, graficzny sposób było podbudową nowej projekcji własnej rzeczywistości w świat klasyczny. Tragik prowadzi dalej dzieło, rozpoczęte przez malarza i oto powstają: Meleager, Protcsilas i Laodamia, Achilleis, Powrót Odyssa. Z malarskiego źródła wywodzą się również niektóre postaci rapsodów i dramatów. Z malarsko-ornamentalnych pomysłów rodzi się urządzenie wnętrza Domu Lekarskiego w Krakowie; malarska dekoratywność jest matką stylizowanych kostiumów teatralnych. Zrozumienie więc charakteru plastyki Wyspiańskiego może być słusznie uważane za poznanie podstaw jego twórczości w ogóle.
Wielkość artysty utrwaliła się jednak nie zbiorowym odczuciem wartości plastycznych pierwiastków jego sztuki, ale dzięki duchowej strawię, jaką dawało narodowi „Wesele”, „Warszawianka”, „Wyzwolenie”, „Klątwa”.
Wrogi stosunek społeczeństwa do malarstwa Wyspiańskiego odegrał rolę regulatora linji kierunkowej jego twórczości, bo nieustanne niepowodzenia, jakie spotykały artystę na polu malarstwa, zdobnictwa i przemysłu artystycznego zadecydowały o jego przejściu na teren twórczości literackiej. Przypomnijmy choćby kilka faktów. Wyspiański staje do konkursu na kurtynę do teatru krakowskiego, na dekorację sal Rudolfinum w Pradze czeskiej, wykonywa olbrzymim nakładem pracy zamówiony projekt witrażu do katedry lwowskiej, „Śluby Jana Kazimierza” — wszędzie spotykają go niepowodzenia. Nie dopuszczono go nawet do konkursu na restaurację kościoła Franciszkanów, a luminarze i znawcy sztuki wyrokowali: „Wyspiański? Wykluczone !” — o przyjęciu swych witrażów na Wawel nawet sam artysta przestał marzyć. Na wystawę w Towarzystwie Przyjaciół Sztuk Pięknych nie przyjmowano jego obrazów, a z jego „Wawelu” natrząsano się z całą bezwzględnością.
Przyczyna takiego stosunku milieu Wyspiańskiego do jego sztuki tkwiła w momencie dziejowym. Wyspiański reprezentował naówczas w Polsce ową „niemożliwą modernę”, której niedawno jeszcze Matejko nie szczędził słów potępienia. W Paryżu już dawno umilkła wrzawa z racji manetowskiego „Śniadania na trawie”, grzecznej, malarskiej trawestacji „Koncertu sielskiego” Giorgiona, już Degas, Renoir, Monet, Sisley, Pissarro, Cezanne, Gauguin, Van Gogh i in. zdobyli lub dobijają się swej sławy, a u nas jeszcze władają upodobaniami Adolf Menzel, Max Klinger i Hans Makart, a do dusz ciągle i wyłącznie przemawia bryłowata historia — Matejko. Odosobnione stanowisko Wyspiańskiego w plastyce polskiej nie tłumaczy się jednak walką szkoły monachijskiej z renesansem malarstwa francuskiego. Na indywidualność artysty składają się więcej zróżniczkowane czynniki.